image Home       image Fowles,       image Fitzgerald,       image r04 06 (9)       image R 22MP (3)       image 45 (3)       

Linki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
J�ZEF IGNACY KRASZEWSKICYKL POWIE�CI HISTORYCZNYCHOBEJMUJ�CYCH DZIEJE POLSKIJ�ZEF IGNACY KRASZEWSKIINFANTKA1POWIE�� HISTORYCZNAci Zygmunta Augusta.ANNA JAGIELLONKA1 Tytu�: I n f a n t k a (z �ac.) � ksi�niczka krwi kr�lewskiej. Pierwszymkrajem, w kt�ryminfantami nazywano syn�w kr�lewskich, a infantkami c�rki, by�a Hiszpania. WPolsceprzedrozbiorowej po raz pierwszy i jedyny stosowano ten tytu� do AnnyJagiellonki po �mier-KochanemuTEOFILOWI LENARTOWICZOWIprzyjacielsk� pami�tk� t�przesy�aJ. I. KraszewskiDrezno24 marca 1884TOM PIERWSZYKSI�GA PIERWSZA2 komornik � pokojowiecNADZIEJENa niebiosach i w kalendarzu by�a wiosna, ale na zamku warszawskim smutek takponury iprzygniataj�cy obleka� twarze, zdawa� si� nawet na szarych murach jego odbija�,jak gdyby�wiat p�n� jesieni� obumiera�. Ta sprzeczno�� pomi�dzy obrazem natury aobliczem ludziwyrazi�ciej jeszcze dawa�a czu� trosk�, kt�ra ich uciska�a. Na kogo spojrze�by�o, co si� ouszy obija�o, tchn�o gorycz� jak�� i zw�tpieniem, wszystko i wszyscy. Wyj�tekjedyny stanowilimo�e parobcy i czelad�, kt�ra z rozprz�enia korzysta�a, aby broi� bezkarnie.By� wiecz�r, dzwony odzywa�y si� leniwo, pos�pnie, opieszale i �a�o�liwie napacierzwo�aj�c, kt�ry dzie� mia� zako�c zy�. Oko�o zamku snu�y si� postacie zadumane,powolnymikroki mierz�ce podw�rze, patrz�ce przed si� os�upia�ymi oczyma. Nikt nie �mia�ra�niej podnie��g�osu, szeptano, jakby si� obawiano d�wi�ku w�asnej mowy. Od miasta te�, ju� otejporze zabieraj�cego si� do spoczynku, dochodzi�y tylko szmery g�uche, kt�rychznaczeniarozezna� by�o trudno.W powietrzu powiew wiosenny niekiedy przynosi� wo� od las�w rozwijaj�cych si�,odwezbranych w�d Wis�y, od, ��k pierwszymi okrytych kwiatami. Niebo z wolnazrzuca�o zsiebie jaskrawe blaski wieczora i przywdziewa�o p�ow� szat� nocn�, na kt�rejgdzieniegdzieju� blado starsze gwiazdy, wybieg�e naprz�d jak na zwiady, przy�wieca�y.W dolnych kru�gankach wewn�trznych zamku ma�o by�o wida� ludzi. Niekiedyprzesuwa�si� dworzanin w barwie kr�lewskiej, starszy komornik2 lub n�dznie odziany str�z wiadremwody, z wi�zk� drzewa do kuchni.U s�upa jednego na �awie spoczywa� niem�ody m�czyzna, zm�czony, pot ocieraj�c zczo�a,z twarz� pooran� i ciemn�, a jak noc smutn�. Z sukni trudno si� by�o domy�la�,kim by�,odzie� bowiem mia� skromn�, szar� i nie wygl�da� na pana, ale obliczem, na kt�repada� odblaskwieczora, m�g� sta� cho�by pomi�dzy senatorami, tak by�o powa�ne iwyszlachetnione.Twarz jego nosi�a na sobie znamiona stoczonych boj�w ci�kich, po kt�rychpozostaje znu�enie,ale nie zgryzota. W smutku wida� by�o pok�j sumienia, kt�ry daje �ywot poczciwy.Spoczywa�, ale nawet w tej chwili my�l jego pracowa� musia�a. Najmniejszy szmeroczyzwraca� i uwag�. Sta� na czatach. Kilka razy poruszy� si�, jakby chcia� powsta�,i pozosta� namiejscu. Mimo woli, bezwiednie, w takt my�li, kt�re po g�owie jego przebiega�y,stary r�cepodnosi�, ramiona d�wiga�, g�ow� potrz�sa� i siedzia� potem kamiennienieruchomy. Wa�y� wsobie co� i rozwa�a�, a tak by� przej�ty trosk� sw�, i� nie postrzeg� i nieus�ysza�, gdy wolnymkrokiem id�cy kru�gankiem m�czyzna, prawie tego samego wieku, ale rze�wiejszy i�ywszy,zbli�y� si� ku �awie i ku niemu. Dopiero gdy mu �wiat�o z zachodu sob� zas�oni�przychodz�cy,podni�s� z wolna g�ow�. Pozdrowili si� milcz�cy ruchem r�k i g�owy, jakby im obunas�owo si� zdoby� by�o trudno.Przybywaj�cy, na kt�rego pad�o �wiat�o od podw�rza, wygl�da� bardzo rycersko.Cho� niemia� na sobie ani zbroi, ani �adnej oznaki wojaka, mo�na by�o poprzysi�c, i� ws�u�bie �o�nierskiejsp�dzi� �ycie. Twarz na podziw by�a, mimo wieku, pi�kna i szlachetnych rys�w,czysto polskich; siwiej�cy w�s spu�cisty okrywa� mu wargi i niemal na piersispada�. Str�jmia� starodawnego kroju, niewytworny, co w owym czasie nie by�o pospolitym, bosi� wszyscyradzi cudacko przebierali.� A co, obo�ny3 m�j � odezwa� si� st�umionym g�osem przybywaj�cy � a co? Niemasztam jakiej pocieszaj�cej nowiny, kt�r� by� mnie od�ywi�?Obo�ny kr�la Augusta, Karwicki4, r�ce na kolanach le��ce za�ama�, podni�s� g�ow�iwestchn�� ci�ko.� A! Rotmistrzu m�j, panie mi�y � rzek� ponurym g�osem grobowym � pod te czasynieszcz�liwe sk�d co dobrego wzi��? Zdaje si�, i� Opatrzno�� w niezg��bionychswych wyrokachnad naszymi g�owy i nad tym nieszcz�liwym kr�lestwem skupi�a wszystkie kl�ski,jakie tylko ludzi trapi� mog�.Rotmistrz Bieli�ski5 na westchnienie odpowiedzia� westchnieniem.� Pomnijcie na to � odpar� spokojnie � i� ona Opatrzno�� krzy�e zsy�a tym,kt�rychB�g mi�uje, i �e one s� pr�b� cnoty. Narzeka� nadaremna rzecz i niem�ska. Jak nawojnie,panie obo�ny, na czatach sta� z r�a�cem i szabl�, to jest z wiar� w Boga i wsi�y w�asne.Karwicki obo�ny podni�s� oczy niebieskie, zblad�e wiekiem i dzi� szare, usta musi�skrzywi�y i z piersi znowu wydoby�o mimo woli westchnienie.� Nie dziwuj si�, �e cz�owiek st�knie, rotmistrzu � rzek�. � Brzemi� okrutne,pod czasg�ow� straci� mo�na.Bieli�ski zamilk�, snad� i on czu� to brzemi�.� C� z kr�lem, panem naszym mi�o�ciwym � zapyta� po chwili � co m�wi� lekarze?� Pan Stanis�aw Fogelweder6 i Niemiec Ruppert7 jedno pono prawi� odpowiedzia�obo�ny,obok kt�rego zaj�� miejsce na �awie rotmistrz Bieli�ski. � Z kr�lem �le jest,bardzo �le, aleki i lekarze co pomog�, gdy kto �ycia nie szanuje?� Zaprawd� � przerwa�, r�k� podnosz�c, Bieli�ski � i ja tak trzymam. Cia�u �adenlekarznie poradzi, gdy dusza choruje i rada by uciec z niego. Wszak ci to m�czennik!� A tak! � potwierdzi� gor�co Karwicki. � Kt� to lepiej wie nad nas, co�my ws�u�biejego od dawna i smutn� t� histori� znamy. Ci, co z daleka patrz�, mog� obwinia�,sarka�, zadawa�mu, �e w�asn� win� w to wpad�, ale my wiemy, i� si� sta� ofiar� losu jakiego�,kt�ry gochyba od kolebki �ciga�. Lepszego i szlachetniejszego cz�owieka, wi�kszego sercamonarchyna �wiecie chyba nie znale��, a oto jak ginie marnie, pami�ci nawet po sobie niezostawuj�c,na jak� zas�u�y�. O Bo�e!S�uchaj�c z g�ow� ku m�wi�cemu zwr�con�, rotmistrz s�owo ka�de chwyta� bacznie.3 o b o � n y � urz�dnik w dawnej Polsce4 S t a n i s � a w K a r w i c k i � obo�ny koronny za Zygmunta Augusta po�mierci brataswego Jana, r�wnie� obo�nego koronnego5 B i e l i � s k i � posta� autentyczna6 S t a n i s � a w F o g e i w e d e r (Fogelfeder) ks. � (1525�1603) zespolszczonej rodzinyNiemc�w szwajcarskich; by� lekarzem nadwornym Zygmunta Augusta, pracowa� te� wkancelariikr�lewskiej, a nawet za�atwia� poufne sprawy dyplomatyczne7 R u p p e r t jak Fogelweder jest postaci� historyczn�� Nie nam go s�dzi� � rzek� � biedny pan! Biedny pan!Karwicki z wielk� �ywo�ci� zwr�ci� si� do rotmistrza.� Wy go lepiej znacie � rzek� � ale drudzy? S�dz� go z tego, co teraz czyni, gdyju� sob�prawie nie w�adnie, a nie patrz� na to, co go do tego stanu przywiod�o.� Jest�e ju� tak �le ze zdrowiem? H�? � zapyta� Bieli�ski.� Gorzej nie mo�e by� � odpar� obo�ny � r�ce i nogi chiragra8 i pedogra9 trapi�,wewn�trzbole�ci cierpi, a najgorzej z umys�em. Troski go jedz�, sam ju� nie wie, coczyni.� A! Bracie mi�y, wiele on ich sobie sam przysporzy� � rzek�, zni�aj�c g�os,Bieli�ski �ale, prawda, i ludzie mu ich przynie�li wiele.Zawahawszy si� nieco, rotmistrz doda�:� Aleby wam z Warszawy potrzeba ju� precz, p�ki czas. Morowe powietrze doko�a j�opasuje. W Okuniewie10 ludzie padaj� jak muchy, a pono i tu, po przedmie�ciach iw samymmie�cie �mierci przypadk�w by�o wiele, kt�re m�r ju�, ju� wciskaj�cy si�zwiastuj�. Nie odkurz�go �adnym dymem.� Ta� wybieramy si� st�d, acz nie wiem dok�d � rzek� Karwicki obo�ny. � Z chorympanem jecha� troska te� b�dzie niema�a. Siedzie�, cho�by w najwygodniejszejkolebce, nieb�dzie m�g�; nie�� si� nie da, chyba go z �o�em na w�z postawimy, a po naszychdrogach takiw�z nie wsz�dzie przejdzie bez szwanku.Oba zamilkli potem, patrz�c przed siebie niemi.� Zam�czyli go � rzek� Bieli�ski po d�ugim przestanku. � Bona11 go naprz�d podfartuchemtrzyma�a za d�ugo. Gdyby na�wczas, jak go na wojn� wyprawiano, nie zawr�ci�a zdrogi,by�by si� do zdrowego �ycia obozowego na�ama�, m�odym i rze�wym by�by dzi� jakja, cosi� starym nie czuj�. Jak kwiatuszek w cieniu r�s� i wyciek� te� blady, biedny iw�t�y. Dali mupierwsz� �on�12, to j� zazdro�� Bony rych�o zabi�a; o�eni� si� z drug�13, kt�rago wiele kosztowa�azgryzoty, i t� mu matka odebra�a. O�eni� si� z trzeci�14, i z t� �y� nie m�g�dla okropnejchoroby jej, a rozdzieli� mu si� nie dali. Zszed� wi�c na lada jakiemi�o�nice... i tak ostatniz tej wielkiej krwi kr�l�w bez potomka, n�dznie schodzi, nie wiedz�c nawet, komukraj pu�ci,kt�ry tak kocha�. Jedna kr�lewna Anna zosta�a nam doma, a i tej bodaj niedalekodo pi��dziesi�tki!� Cicho! � przerwa� obo�ny. � Nam s�ugom kr�lewskim imienia jej nawet wyrzec niewolno. �li ludzie tak umieli zasia� niezgod� mi�dzy rodze�stwem, i� kr�l jej naoczy nie dopuszcza,�al ma wielki. A ta nieszcz�liwa oczy sobie wyp�akuje.8 c h i r a g r a (z grec.) � artretyzm r�k9 p e d o g r a (z grec.) � (prawid�owa forma: podagra) artretyzm n�g1011O k u n i e w � miasteczko w powiecie warszawskimB o n a � (1494�1557), W�oszka, z rodu ksi���t mediola�skich Sforz�w, by�a �on�12Zygmunta I Starego, matk� Zygmunta II AugustaPierwsz� �on� kr�la Zygmunta Augusta by�a El�bieta, c�rka cesarza Ferdynanda I.Urodzi�asi� w r. 1526, wysz�a za Zygmunta Augusta w r. 1543, zmar�a niebawem w r. 1545.Za�ycia jej Bona ustawicznie przeciw niej intrygowa�a.13 Drug� �on� Zygmunta Augusta by�a Barbara z Radziwi���w (... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zolka.keep.pl