image Home       image Fowles,       image Fitzgerald,       image r04 06 (9)       image R 22MP (3)       image 45 (3)       

Linki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
VICTORIA HOLTIndyjski WachlarzTytuł oryginału The India Fan(tłum. Ewa Horodyska)2003Anglia i FrancjaWielki DomOdkšd sięgnę pamięciš, fascynował mnie wielki dom Framlingów. Być może zaczęło się to wówczas, gdy w wieku dwóch lat zostałam uprowadzona przez Fabiana Framlinga i spędziłam tam dwa tygodnie. Był to dom pełen cieni i tajemnic, co odkryłam w trakcie poszukiwania wachlarza z pawich piór. W długich korytarzach, w galerii, w cichych pokojach za każdym zakrętem czaiła się przeszłoć, która wywierała wpływ na czas teraniejszy i zacierała go - choć nigdy do końca.Lady Harriet Framling od niepamiętnych czasów sprawowała niepodzielnš władzę nad naszš wioskš. Kiedy powóz, ozdobiony herbem Framlingów, przejeżdżał drogš, wieniacy z szacunkiem ustawiali się po obu stronach i składali niskie ukłony, a kobiety dygały głęboko. Mówiono o niej szeptem, jak gdyby w obawie, że wymieniono jej imię nadaremnie; w moich dziecięcych wyobrażeniach była równa królowej i druga po Panu Bogu. Nic zatem dziwnego, że gdy jej syn Fabian nazwał mnie swš niewolnicš, nie zgłosiłam - majšc zaledwie szeć lat - żadnego sprzeciwu. My, prostaczkowie, musielimy usługiwać Wielkiemu Domowi na wszelkie możliwe sposoby.Wielki Dom - znany w okolicy po prostu jako Dom, zupełnie jakby wszyscy inni mieszkali w jaskiniach - zwał się Framling. Nie Framling Hali ani Framling Manor, lecz po prostu Framling, z akcentem na pierwszej sylabie, co nadawało nazwie bardziej imponujšce brzmienie. Posiadłoć należała do tej rodziny od czterystu lat. Lady Harriet popełniła mezalians, jako że była hrabiankš, a to - jak wyjanił mi ojciec - oznaczało, iż nie jest tylko prostš lady Framling, lecz lady Harriet. Nie należało o tym zapominać, zwłaszcza że wywiadczyła łaskę prostemu baronetowi, zostajšc jego żonš. Nie żył już, biedaczysko. Doszły mnie jednak słuchy, że nieustannie wypominała mu swe wyższe urodzenie i choć przybyła do naszej wioski dopiero po lubie, uznała rzšdzenie nami za swój obowišzek.Ku wielkiemu utrapieniu lady Harriet małżeństwo przez długie lata pozostawało bezdzietne. Najprawdopodobniej zasypywała Wszechmogšcego gorzkimi skargami z powodu tego niedopatrzenia; i nawet niebiosa nie mogły wiecznie lekceważyć lady Harriet, gdyż w wieku lat czterdziestu, po piętnastu latach od dnia lubu, urodziła Fabiana.Jej radoć nie miała granic. Lady Harriet wiata poza chłopcem nie widziała. Stało się dla niej oczywiste, że jej syn musi być doskonały. Wszystkie osoby niższego stanu powinny zaspokajać każdš zachciankę malca; służba potwierdzała, że sama lady Harriet kwituje jego dziecięce wybryki pobłażliwym umiechem.Cztery lata po narodzinach Fabiana przyszła na wiat Lawinia. Jako dziewczynka, zajmowała w hierarchii niższš pozycję niż brat, lecz była córkš lady Harriet, a zatem istotš stojšcš znacznie wyżej niż reszta społecznoci.Zawsze fascynował mnie ich widok, gdy kroczyli głównš nawš kocioła - przodem szła lady Harriet, dalej Fabian, a za nimi Lawinia. Obserwowałam z nabożnym podziwem, jak zajmujš miejsca w ławce i klękajš na czerwono-czarnych dywanikach z wyhaftowanš literš F, dajšc pozostałym wiernym sposobnoć obejrzenia niezwykłego zjawiska, jakim była lady Harriet zginajšca kolana w obliczu Wyższej Potęgi - co wynagradzało wszelkie niedogodnoci nabożeństwa.Wpatrywałam się w niš zadziwiona, zapominajšc, że jestem w kociele, i dopiero szturchnięcie Polly Green przywoływało mnie do porzšdku.Dwór Framlingów górował nad wioskš. Zbudowano go na szczycie niewielkiego wzniesienia, co sprawiło, że zdawał się czujnie wypatrywać najdrobniejszych oznak grzechu. Zamek, który stał tam już za czasów Wilhelma Zdobywcy, przebudowano w następnych stuleciach, tak iż prawie nic nie przetrwało z epoki pretudorowskiej. Przejcie wiodło przez stróżówkę z wieżyczkami na dolny dziedziniec, gdzie rolinnoć pieniła się na murach, a krzewy w donicach rosły bujnie i malowniczo. Na dziedzińcu stały ławeczki, widoczne z okien o szybach oprawnych w ołów - ciemnych i tajemniczych. Zawsze wyobrażałam sobie, że za tymi oknami kryje się jaki obserwator, który donosi o wszystkim lady Harriet.Przez nabijane ćwiekami drzwi wchodziło się do sali bankietowej o cianach obwieszonych portretami dawno zmarłych Framlingów - tych porywczych i tych łagodnych. Sufit był wysoki i sklepiony; długi i wypolerowany stół pachniał woskiem i terpentynš, a na cianie nad ogromnym kominkiem rozpocierało gałęzie drzewo genealogiczne. W jednym końcu sali znajdowały się schody wiodšce do kaplicy, w drugim za drzwi do dalszych pomieszczeń.Moje dziecięce lata upłynęły w przekonaniu, że cała wioska kršży niczym planeta wokół wspaniałego, gorejšcego słońca, jakim była rezydencja Framlingów.Nasz dom, tuż obok kocioła, był asymetryczny i hulały po nim przecišgi. Często słyszałam, że ogrzanie go kosztuje majštek. Oczywicie w porównaniu z dworem Framlingów wydawał się mały, lecz pomimo rozpalonego kominka w salonie, ogrzewajšcego także kuchnię, wejcie w zimie na piętro kojarzyło mi się z wyprawš za kršg polarny. Ojciec nie zwracał na to uwagi. Życie codzienne niewiele go obchodziło. Duchem przebywał w starożytnej Grecji i bliżsi mu byli Aleksander Wielki i Homer niż parafianie.O matce nie wiedziałam prawie nic, ponieważ miałam zaledwie dwa miesišce, gdy zmarła. Zastšpiła jš Polly Green, ale dopiero kiedy skończyłam dwa lata i zdšżyłam się już zapoznać ze sposobem postępowania Framlingów. Polly miała zapewne około dwudziestu omiu lat, gdy się u nas zjawiła. Była wdowš i zawsze marzyła o dziecku, więc zajšwszy miejsce mojej matki, traktowała mnie jak własnš córkę. Trudno o lepszy układ. Pokochałam Polly i ona niewštpliwie obdarzyła mnie miłociš. W trudnych chwilach szukałam pociechy w jej czułych objęciach. Gdy poparzyłam się goršcym puddingiem, gdy upadłam i otarłam sobie kolana, gdy niły mi się w nocy gobliny i rozwcieczone olbrzymy - biegłam do Polly. Nie wyobrażałam sobie życia bez Polly Green.Przyjechała z Londynu, miasta, któremu - jej zdaniem - nie dorównywało żadne miejsce na wiecie. Dla ciebie zagrzebałam się na prowincji, mawiała. Gdy zwracałam jej uwagę, że zagrzebać można kogo tylko pod ziemiš na cmentarzu, marszczyła brwi i odpowiadała: No cóż, na jedno wychodzi. Pogardzała wsiš. Same pola, gdzie nie ma co ze sobš zrobić. Co innego Londyn. I opowiadała o miejskich ulicach, na których zawsze co się działo, o placach targowych owietlanych nocš naftowymi latarniami, straganach z piętrzšcymi się stertami owoców i warzyw, starych ubrań i wszystkiego, co tylko ci przyjdzie do głowy; i o kramarzach pokrzykujšcych na swój charakterystyczny sposób. Pewnego pięknego dnia zabiorę cię tam i sama zobaczysz.Polly jako jedyna z nas nie darzyła lady Harriet zbyt wielkim szacunkiem.- No bo kim ona w końcu jest? - pytała. - Niczym się nie różni od innych. Chyba że tytułem przed nazwiskiem.Nie znała lęku. Potulne dyganie było obce jej naturze. Nie kuliła się pod żywopłotem, gdy powóz przejeżdżał drogš. Kroczyła naprzód, ciskajšc mocno mojš dłoń i nie rozglšdajšc się na boki.Polly miała siostrę, która mieszkała z mężem w Londynie.- Biedna Eff - powtarzała. - On nie jest wart złamanego szelšga.Nigdy nie mówiła o szwagrze inaczej niż on, zupełnie jakby nie zasługiwał na imię. Był leniwy i Eff wszystko musiała za niego robić.- Gdy się z nim zaręczyła, powiedziałam jej: Nie będziesz miała lekkiego życia, jak się za niego wydasz, Eff. Ale czy ona mnie kiedykolwiek słuchała?Uroczycie kręciłam głowš, ponieważ znałam odpowied.A zatem w czasach dzieciństwa Polly stanowiła orodek mojego życia. Wielkomiejskie maniery odróżniały jš od nas, wieniaków. Ilekroć kto usiłował przypucić atak, krzyżowała ramiona i przybierała wojowniczš postawę, oniemielajšc przeciwników. Zwykła mawiać, że w niczym niczego nie można jej zarzucić, a gdy zauważyłam - wprowadzona przez guwernantkę, pannę York, w zawiłoci angielskiej gramatyki - że podwójne przeczenie równa się twierdzeniu, odpowiedziała krótko: Ejże, chcesz mi dopiec?.Bardzo kochałam Polly. Była mojš i tylko mojš sojuszniczkš; razem stawiałymy czoło lady Harriet i reszcie wiata.Zajmowałymy pokoje na piętrze plebanii. Sšsiednie sypialnie; tak było od dnia jej przyjazdu i żadna z nas nie pragnęła zmiany. Bliska obecnoć Polly napełniała mnie spokojem i błogociš. Na poziomie strychu miecił się jeszcze jeden pokój. Polly rozpalała tam miły, ciepły ogień na kominku i w zimie opiekałymy chleb i kasztany. Wpatrywałam się w płomienie, a Polly opowiadała mi o życiu w Londynie. Wyobrażałam sobie stragany, Eff i Jego, a także małe mieszkanie Poiły oraz jej męża marynarza. Wyobrażałam sobie Poiły czekajšcš na niego, na tę chwilę, gdy zjawi się w swych workowatych spodniach, białej czapce z napisem HMS Triumphant i z białym płóciennym workiem na ramieniu. Jej głos drżał lekko, gdy mówiła o tonšcym statku.- Nic nie zostało - kończyła. - Nic, co by mi go przypominało. Żadne maleństwo.Zwracałam jej uwagę, że cieszę się z tego, bo gdyby miała maleństwo, nie byłabym jej potrzebna. Odpowiadała mi szorstko, ze łzami w oczach.- Ejże, spójrz no tylko na mnie. Chcesz wzruszyć staruszkę?Mimo to tuliła mnie w ramionach.Z naszych okien widać było cmentarz - rozchwiane stare nagrobki, pod którymi spoczywali ludzie zmarli dawno temu. Odczytujšc napisy, zastanawiałam się, jacy byli za życia. Niektóre kamienie leżały od tak dawna, że napisy ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zolka.keep.pl