image Home       image Fowles,       image Fitzgerald,       image r04 06 (9)       image R 22MP (3)       image 45 (3)       

Linki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JANUSZ!.WINIEWSKIINTYMNA TEORIk f/ZGLEDNlU.IIJANUSZ.L.WINIEWSKIINTYMNA TEORIA WZGLĘDNOCIWydawnictwo LiterackieIUE*_.MH\Jedni cytujš Biblię (Na poczštku było Słowo i Sło-wo było u Boga, i Bogiem było Słowo"), inni przy-wołujš do pomocy genetykę, twierdzšc, że zdolnoćmówienia to nic innego jak tylko wynik ewolucyjnejmutacji pewnego genu na chromosomie Y oraz, rów-nolegle, obecnoci krótkiej sekwencji FoxP2 genówna chromosomie numer siedem. To rzekomo (bada-nia sš w poczštkowej fazie, nie da się stwierdzić, żejest to uznana lub obowišzujšca teoria) dzięki muta-cji chromosomu Y i proteinie kodowanej przez FoxP2ludzie majš (podarowane przez ewolucję) w mózguobszary odpowiedzialne za mowę. I jest to fascynujš-cy podarunek. Złożonociš i możliwociami porów-nywalny do kodu DNA.Jeszcze inni nie opowiadajš się po żadnej stroniei mieszajš genetykę z religiš, twierdzš, że Bóg, two-rżšc życie we wszechwiecie, przemawiał słowamiCCAAGTTA, TAGGCCAA lub podobnymi, wyrwa-nymi ze słownika genomów mrówek, grzybów, bakte-rii, motyli i ludzi. Uważajš, że na poczštku był Ge-nom, i Genom był przy Bogu i Bóg był Genomem".Tak twierdzš głównie wierzšcy w Boga biolodzy, któ-rzy owładnięci sš ideš cišgłoci ewolucji i nie przyj-mujš, że cokolwiek mogło powstać ot, tak sobie. An-tropolodzy i lingwici uważajš natomiast, ci wierzšcyi niewierzšcy, że wyjštkowa zdolnoć do tworzeniai komunikowania się słowami została przyporzšd-kowana jedynie przez Naturę lub Boga wyłšcznieczłowiekowi. Jak na razie, na poczštku trzeciego ty-sišclecia, wyłšcznie ci drudzy majš rację. Zwierzęta,jeli mówiš, to tylko w bajkach i w kreskówkach dladzieci. Milczš nawet w wigilijnš noc. Gdyby było ina-czej, protokoły ich podsłuchanych rozmów już daw-no można by przeczytać w Internecie. Słowa wypo-wiada jedynie człowiek. I to jest zachwycajšce...Gdyby założyć, że ludzie posługujš się w potocz-nym języku dziesięcioma tysišcami rzeczownikówi czterema tysišcami czasowników (oglšdajšc ostat-nio telewizję, przekonuję się, że jest to zbyt optymi-styczne i fałszywe założenie), to posługujšc się gra-matykš, można połšczyć te rzeczowniki i czasownikiw niewyobrażalnš liczbę ponad szeciu i pół bilionazdań składajšcych się z pięciu słów. Gdyby założyć,że dla wypowiedzenia każdego z tych zdań potrzebo-walibymy tylko jednej sekundy, to wyartykułowanieich wszystkich zajęłoby ponad milion lat. Kobietomkilka lat mniej oczywicie, ale mimo to i dla nichtrwałoby to bardzo długo.Czy w takim razie w drodze od niezrozumiałychpomruków homo erectus do poezji współczesnego homosapiens pomagał Bóg, czy tylko pewne białko, jest dlawiększoci z nas tak naprawdę tylko naukowš cieka-wostkš. Faktem istotnym dla wszystkich częstozupełnie nie uwiadomionym jest to, że człowiekistnieje tak naprawdę dzięki mowie. To zdolnoć mó-wienia i zdolnoć do miłoci sš jedynymi i niepowta-rzalnymi wykładnikami jego fenomenu.Bez słów nie powstałyby idee, które doprowadzi-ły do tego, że pomiędzy odkryciem włóczni a umiesz-czeniem stacji orbitalnej w kosmosie minęło zaledwiedwanacie tysięcy lat. Ale mowa jako nosiciel postę-pu nie jest tym, co tak naprawdę zachwyca ludzi. Za-chwycajšce w słowach jest to, co dzięki nim przeżywa-my. I jakie przeżycia można nimi przekazać innym.Od wynalazku Gutenberga z Moguncji, ponadszećset lat temu, słuchajšcego i mówišcego, rozma-wiajšcych mogły oddzielić przestrzeń i czas. Słowaznalazły swoje miejsce w ksišżkach i gazetach. Za-chwyceni tym wynalazkiem ludzie zaczęli pisać. Za-chwyt się pomnożył. Z liter powstała literatura.Używajšc trzydziestu dwóch liter, można napisaći utrwalić nieskończenie wiele słów. Złożyć z nichwypowiedzenie z pracy, wyrok mierci i akt zgonu,ale można także napisać co tak genialnego i zmie-niajšcego wiat, jak Blaszany bębenek.Fascynacja słowem w ksišżkach to nie tylko fascy-nacja informacjš, którš te słowa niosš. Gdyby w be-letrystyce zastosować matematyczny model Shan-nona, to okazałoby się, że większoć literackichprzekazów jest szumem, a nie informacjš w termo-dynamicznym sensie teorii informacji.Pomimo to ludzie chcš być zatopieni w tym szu-mie, znajdujš w nim bowiem inspirację fantazji i po-czštek chemii własnych emocji. Kiedy czytam w cza-sopismach naukowych o analizie sonetów Szekspi-ra z punktu widzenia teorii informacji, to zawszeprzypomina mi się anegdota o amerykańskim fizy-ku noblicie, sšsiedzie farmera, któremu nie niosłysię z jakich nie znanych mu powodów kury. Pew-nego dnia farmer poprosił noblistę o radę i pomoc.Tydzień po wizycie na farmie noblista zadzwonił dobiednego sšsiada i zaczšł z nim rozmowę takim zda-niem: Bili, na poczštku załóżmy, że kura jest okršg-ła...". Na poczštku było Słowo..."Jeli faktycznie Bóg jest tym Programistš, to i napoczštku" Internę tu Biblia się nie myli. Na poczšt-ku Internetu (ponad trzydzieci pięć lat temu) poja-wiło się bowiem słowo. Nawet jeli miało być ina-czej. Mało kto zna tę historię...10Wieczorem 20 padziernika 1969 roku grupainformatyków w centrum komputerowym Uniwersy-tetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA) po razpierwszy w historii ludzkoci doprowadziła do tego,że dwa komputery zaczęły rozmawiać" ze sobš. Tymdrugim był komputer w Stanford Research Institutew północnej Kalifornii. UCLA miało wysłać słowolog" (które tak naprawdę jest kodem i nic nie zna-czy), a Stanford musiał potwierdzać każdš odebra-nš literę powtórzeniem tej litery. UCLA wysłało L",Stanford potwierdził LL". UCLA wysłało O", Stan-ford potwierdził LLO". W tym momencie zostałoprzerwane połšczenie. Cały system przestał działać.Na ekranie w Los Angeles zostało LLO". I to jesttak niezwykle symboliczne. Amerykanie wymawiajšHello" bardzo często z niemym he" jako (he)llo".Witam cię" było pierwszš wiadomociš przesłanšw Internecie. I to wbrew woli nadawcy.Na poczštku było słowo...\ ..*-CD&4CD*#!SuKa jest Koreankš z Seulu, ma trzydzieci pięć lati trzy lata temu przyjechała do Frankfurtu nad Me-nem za mężem", którego powszechnie znany, wiel-ki koreański koncern samochodowy oddelegował dopracy w Europie.Pewnego dnia mšż zadzwonił do niej pónym wie-czorem z biura i powiedział, że za dwa miesišce prze-prowadzajš się do Frankfurtu nad Menem. Nawetnie powiedział. Tak po prostu to zakomunikował.Gdy ona szukała w atlasie, gdzie jest Frankfurt, onwrócił na Yeouido (odpowiednik seulskiego Manhat-tanu) i całš noc zabawiał się z hostessš z baru Ka-raoke. Rano prosto z jej łóżka pojechał do biura.SuKa tymczasem wypisała się z uniwersytetu, gdzieod szeciu semestrów studiowała anglistykę. Prze-rwała dla niego studia, tak jak kiedy dla niego prze-15*rwała cišżę, gdy okazało się, że spodziewajš siędziewczynki.Pewnego dnia poszła do tego baru Karaoke. Ho-stessa nie była wcale ładniejsza od niej. Tylko młod-sza. I bardziej kam-dza, czyli biała". Głównie przezto, że usunęła sobie tkankę tłuszczowš na powie-kach, prostujšc" oczy. W Korei w modzie sš małepiersi, alabastrowobiała cera i wyprostowane" oczy.Dwa miesišce póniej SuKa pojechała do przyjaciół-ki w Sokcho na północy Korei. Wróciła po tygodniu.Bez tkanki tłuszczowej na powiekach. Mšż nawettego nie zauważył. W Sokcho odważyła się i zapytałakoleżankę, jak można poznać, że ma się orgazm.SuKa każdego ranka wstaje godzinę wczeniejniż mšż, przygotowuje jego ulubione kimchi, układakwiaty w wazonie i gdy on jest w łazience, prasujejego koszulę mšż bardzo lubi zakładać jeszczetakš ciepłš od żelazka.We Frankfurcie mieszkajš w najlepszej dzielnicy.Windy w budynku majš klimatyzację, monitor tele-wizyjny wywietlajšcy program MTV oraz kryształo-we lustra na cianach i na suficie. Kiedy rano jecha-ła jednš z nich, wiozšc do pralni w piwnicy koszulemęża. Na marmurowej podłodze windy leżały roze-rwane koronkowe majtki. Nie wie dlaczego, ale za-częła płakać. Jeszcze nigdy tak bardzo nie zazdro-ciła tej Niemce z mieszkania obok. Bo te majtki16należały do niej. Widuje regularnie jej suszšcš siębieliznę na balkonie, więc wie.Sarah jest Niemkš z Hamburga, ma trzydziecijeden lat i rok temu przyjechała do Frankfurtu. Dopracy tutaj oddelegował jš znany francuski koncernkosmetyczny. Sprzedaje reklamy kosmetyków swo-jej firmy do najpoczytniejszych gazet w Niemczechz takš łatwociš, jak inni sprzedajš bułki w niedzie-lę rano. Większoć kupujšcych reklamy to mężczy-ni. Nie spała tylko z czterema z nich. Dwóch z tychczterech to geje. Zna cztery języki, ma swojš asy-stentkę i jeszcze nigdy się jej nie zdarzyło, żeby jakimężczyzna nie zadzwonił do niej po wspólnej nocy.Poszukuje tego na całe życie", wierzy w prawdziwšmiłoć, ale potrafi przy tym odróżnić tych, którzyzakochujš się we własnym libido, a nie w niej. Kie-dy znajdzie tego prawdziwego", ale na razie niespieszy się jej. I spędza czas z fałszywymi". Ma or-gazmy i zbiera dowiadczenia. Zna także swoje gra-nice. Rozbierze się i stanie przed mężczyznš tylkow szpilkach, ale nigdy nie zgodzi się użyć obcasuszpilki do innych celów. Ostatnio jeden z takich, cotego chciał, już w windzie, rozerwał jej majtki, gdypo kolacji w miecie przyjechali do niej.Czasami rano, gdy wychodzi do pracy, spotyka tępięknš Koreankę z mieszkania obok. Zawsze umiech-nięta i szczęliwa staje w rogu windy z koszem brud-nych koszul swojego męża. Na parterze zostawia jš17z brudnymi koszulami i gdy zamykajš się za niš drzwiwindy, robi się jej przeraliwie smutno. Dopiero w po-rze lunchu przestaje myleć o Koreance. Ostatnio po-stanowiła, że nie ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zolka.keep.pl