image Home       image Fowles,       image Fitzgerald,       image r04 06 (9)       image R 22MP (3)       image 45 (3)       

Linki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Frid Ingulstad
PISARKA
Saga część 21.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Elise zasłoniła usta ręką.
- Hugo wyszedł? Tak po prostu, bez ubrania? W ten ziąb? Chłopcy
tłoczyli się przy niej i wyglądali na dwór.
- Są ślady na śniegu! - Peder był tak samo przerażony jak Elise.
- Dlaczego wyszedł? - Kristian jak zawsze zachował zimną krew w
krytycznej sytuacji.
Elise w pośpiechu wsunęła nogi w ciepłe buty i narzuciła chustkę na
zniszczoną nocną koszulę.
- Włóżcie coś na siebie! Pochorujecie się, jak będziecie tak stać w
otwartych drzwiach!
Potem wybiegła z domu.
Chłopiec musiał chodzić we śnie! Bo jak inaczej wpadłby na taki
zwariowany pomysł, żeby wyjść boso na śnieg? Wprawdzie ma dopiero
dwa lata, ale musi rozumieć, że to czyste wariactwo, poza tym z
pewnością okropnie marzł.
Zdarzało się i dawniej, że malec chodził we śnie. Kiedyś zszedł po
schodach na parter. Oczy miał szeroko otwarte, ale w jego spojrzeniu kryło
się coś bardzo dziwnego. Nie budząc synka, Elise wzięła go na ręce i
ostrożnie zaniosła z powrotem do łóżka.
Ale czy to możliwe, żeby się nie obudził przy takim mrozie? I gdzie on
się podział? Elise rozglądała się wokół, czując, jak początkowy przestrach
i niedowierzanie przeradzają się w przerażenie. Boże drogi, ślady w śniegu
prowadziły ją za narożnik domu! Mróz palił w twarz, wdzierał się pod
ubranie, sprawiał, że Elise dygotała niczym osikowy liść.
- Hugo? Hugo, gdzie ty jesteś? - głos jej tak drżał, że prawie nie było
słychać nawoływań.
Gdy tylko znalazła się za domem, stanęła jak wryta. Nigdzie żadnych
śladów małych dziecięcych stóp! Ani nie prowadziły naprzód, ani nic nie
wskazywało, że malec mógł zawrócić!
Rozejrzała się wokół, czując, że przerażenie ją paraliżuje, boleśnie
zaciska gardło. Jak to możliwe?
Ktoś musiał go wziąć! Nie znajdowała innego wytłumaczenia. Przecież
nie mógł się rozpłynąć w powietrzu.
Spojrzenie znowu padło na śnieg. Ślady stóp chłopca urywały się tuż
przed furtką, ale przecież nie mógł się przedostać przez tę wielką zaspę.
Ktoś dorosły musiał się pochylić, podnieść go i wynieść.
Przestępca... morderca dzieci... Czasami piszą o takich w „Svaerta",
Elise czytywała o tym z przerażeniem, ale myślała, że przynajmniej u nich
takie rzeczy się nie zdarzają.
Usłyszała za sobą kroki, odwróciła się gwałtownie z nadzieją w sercu.
Ale zobaczyła, że to tylko chłopcy. Włożyli na siebie kurtki, nogawki
piżam zakrywały buty. Peder i Evert wyrośli ze swoich, a Kristian
odziedziczył piżamę po Emanuelu, spodnie były wyraźnie za długie. Na
nogach mieli buty, prawdopodobnie nie włożyli skarpet.
- Nie znalazłaś go? - Peder mówił zachrypniętym głosem. Elise
pokręciła głową.
- Naprawdę nie rozumiem. Ślady urywają się przy furtce, ale nic nie
wskazuje na to, że Hugo zawrócił stamtąd do domu.
- On chyba musiał zamarznąć na śmierć.
- Zamknij się, do diabła! - Kristian wrzasnął na brata, nie przejmując się
tym, że przeklina. - Nie rozumiesz, że Elise się boi? - zwrócił się teraz do
niej: - Myślę, że pani Jonsen go zabrała. Nie sądzisz, Elise?
Elise czuła się bezradna i oszołomiona.
- Dlaczego miałaby go zabierać? Przecież wie, że ja już nie chodzę do
kantoru.
- Ale może zapomniała? Pani Jonsen zaczyna się robić stara i miesza jej
się w głowie.
W tym momencie zza narożnika domu wyszła mała postać. Olaug
wyglądała na jeszcze bardziej zabiedzoną niż przedtem, włożyła na siebie
nową sukienkę, pończochy, kurtkę, buty i czapkę. Może myślała, że
powinna wyjść na dwór, skoro wszyscy inni tak zrobili. Teraz patrzyła na
nich przestraszonym, pytającym wzrokiem.
Evert wyjaśnił:
- Szukamy Hugo. Wyszedł z domu.
- Boso na śnieg - dodał Peder z drżeniem.
- Dziewczynka... Jensine... płacze. Krzyczy tak od chwili, kiedy się
obudziłam.
Elise walczyła ze strachem i płaczem, który dławił ją w gardle. Jeszcze
raz rozejrzała się dookoła i skierowała się do furtki.
- Muszę iść na policję.
- Na policję? A to dlaczego?
- Ktoś go musiał zabrać. On by nie zdołał przejść przez tę zaspę.
- Zabrać go? - w głosie Pedera słychać było niedowierzanie. - Dlaczego
ktoś miałby nam zabrać Hugo?
- Może to Signe? - wybąkał wzburzony Evert. Kristian prychnął
pogardliwie.
- Signe, no wiesz co! Przecież ona nie chciała nawet swojego własnego
dziecka!
Peder chwycił Elise za rękę.
- Nie możesz iść na policję w samej nocnej koszuli. Dostaniesz
heinemediny i będziesz miała sparaliżowane nogi tak samo jak Emanuel!
Elise spojrzała w dół na swoje nogi. Całkiem zapomniała, że pod
chustką ma tylko nocną koszulę. Odwróciła się gwałtownie i pobiegła do
domu.
- Pośpieszcie się i zajmijcie się Jensine! - zawołała w stronę chłopców.
Kiedy ściągała z siebie nocną koszulę i wkładała dzienne ubranie,
dygotała tak, że zęby jej dzwoniły. Jensine siedziała na łóżku i dosłownie
wyła, jej płacz Elise odczuwała w całym ciele niczym fizyczny ból, ale nie
miała teraz czasu zajmować się córeczką.
- Cicho, Jensine. Zaraz przyjdzie Kristian i się z tobą pobawi. Po chwili
znowu wybiegła z domu.
Kristian zdążył napalić w kuchni, podczas gdy Peder i Evert z wysiłkiem
ściągali ośnieżone buty.
- Zajmijcie się Jensine, wrzeszczy tak, że zrobiła się sina. Idźcie do pani
Jonsen i spytajcie, czy nie mogłaby przyjść. Powiedzcie jej, co się stało. I
pamiętajcie, żeby się nie spóźnić do szkoły.
- Może ja bym pomogła? - Olaug stała cicho pośrodku kuchni i patrzyła
to na jedno, to na drugie z nadzieją we wzroku.
- Najlepiej ty biegnij do Jensine, Olaug - to ostatnie słowa, które
usłyszała Elise, zanim wybiegła z domu. Zdała sobie sprawę, że Peder
przemawia słodkim głosem, tak jak zwykł rozmawiać z Hugo i Jensine.
Dobry, dzielny Peder! Bał się o Hugo tak samo jak ona, mimo to potrafił
odnosić się życzliwie do małej uciekinierki z sierocińca.
Nie doszła dalej niż do furtki, gdy spostrzegła sąsiada, który zbliżał się
do niej z wielkim tobołkiem w ramionach, zawiniętym w wełnianą kołdrę.
To był ten sam sąsiad, który wtedy przyszedł jej powiedzieć, że Emanuel
leży nieprzytomny na ulicy.
- Pukałem do waszych kuchennych drzwi, pani Ringstad, ale nikogo nie
zastałem. Chłopiec był przemarznięty niczym bryła lodu, wobec tego
wziąłem go natychmiast ze sobą do domu i wsadziłem do wanienki z
gorącą wodą. Myślę, że go rozgrzałem.
Elise jęknęła z ulgą i musiała się oprzeć o furtkę, płacz dławił ją tak, że
nie mogła mówić.
- Myślałam... myślałam... - szlochała. Nie była w stanie powiedzieć nic
więcej, wybuchnęła głośnym płaczem.
- No dobrze, już dobrze. Myślę, że mały wyjdzie z tego, skończy się na
strachu. Uważam jednak, że musi pani zamykać na noc drzwi do kuchni.
To jest wprawdzie spokojna okolica, mieszkają tu sami mili ludzie, ale
wiatr może otworzyć drzwi i wyziębi mieszkanie. Poza tym wygląda na to,
że ma pani małego lunatyka. Elise pociągała nosem i ocierała oczy rogiem
chustki.
- Gdzie... gdzie pan go znalazł? - Wyciągnęła ręce, by odebrać dziecko.
Sąsiad podał jej ostrożnie zawiniątko.
- Zacząłem się wcześnie budzić. Zamiast leżeć i przewracać się z boku
na bok, uznałem, że najlepiej wstanę i przejdę się do jednego z przyjaciół
pożyczyć wczorajszy numer „Svaerta". On też wstaje tak samo wcześnie
jak ja. Wie pani, skoro przyzwyczailiśmy się wstawać o piątej, to teraz
trudno nam to zmienić.
- I zobaczył go pan, jak brnie w śniegu? Mężczyzna skinął głową.
- Najpierw myślałem, że to przywidzenie, ale potem zrozumiałem, że
sprawa jest poważna, pobiegłem do furtki i wziąłem go na ręce. Wtedy
zaczął strasznie krzyczeć, nic dziwnego, był siny z zimna. Skoro nikt nie
odpowiedział na moje pukanie, postanowiłem, że pobiegnę z nim do
domu. Na szczęście zdążyłem rozpalić ogień w kuchni i nastawiłem wielki
garnek wody, żeby się zagrzała. Moja żona też już się obudziła i miała
robić pranie. Przeraziła się, widząc, że wracam do domu z małym
dzieckiem. - Sąsiad uśmiechnął się.
Elise z niedowierzaniem kręciła głową.
- Nie mam pojęcia, dlaczego się nie obudziłam.
- No właśnie, ja też tego nie rozumiem, tak strasznie wrzeszczał...
- Sama nie wiem, jak mam panu dziękować. Sąsiad machnął ręką.
- Nie ma o czym mówić, pani radość jest wystarczającym
podziękowaniem. - Mówił teraz z powagą. - O ile wiem, to nie jest pani
łatwo.
Elise pokręciła głową.
- Mąż musiał wyjechać do swoich rodziców, ponieważ nie może dłużej
pozostawać bez opieki.
- Czy jest nadzieja, że mu się poprawi?
- Nadziei tracić nie możemy.
Sąsiad wahał się przez chwilę, wyglądało na to, że coś leży mu na sercu,
ale nie bardzo wie, jak to powiedzieć.
- Zauważyłem, że pani też nie wychodzi z domu rano. Czy straciła pani
posadę?
Elise zaprzeczyła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zolka.keep.pl