image Home       image Fowles,       image Fitzgerald,       image r04 06 (9)       image R 22MP (3)       image 45 (3)       

Linki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aby rozpoczšć lekturę,kliknij na taki przycisk ,który da ci pełny dostęp do spisu treci ksišżki.Jeli chcesz połšczyć się z Portem WydawniczymLITERATURA.NET.PLkliknij na logo poniżej.2Tadeusz Juda ŻukowskiINTYMNA KSIĘGAGENESIS3Tower Press 2000Copyright by Tower Press, Gdańsk 20004Pamięci mojej MamyAdeli z Dziczkańców Żukowskiej(l X 1918-18 VI 1999)5Kim jest i kim będzie ta umiłowanaZ Pieni nad Pieniami? Ta Mšdroć-Sofija,Uwodzicielka, Matka i Ecclesia?Czesław Miłosz, Ogród ziemskich rozkoszyPięknoci tak dawna, a tak nowa, póno Cię umiłowałem.w. Augustyn6Genesis IOto przychodzę;w zwoju księgi napisano o mnie.(Ps 40)Jeszcze nie umarłem i nie narodziłem się jeszczegdy w bezszelestnym blasku tchnieniaco przygotowuje wištynię dla ogromu wiatłarozwinięta przede mnš jak skrzydłanieskończony zwójciemnocikrystalicznej.I byłem wszystkim we wszystkim,i mocš imienia nowego.(Które zna Ten jedyniekto je wymówi- mniejsze od pyłku nad przecinkiem -spojrzawszy nańw dniu właciwym.)I wiedziałem, że będę, że jestemposłany, by uratować wiatstajšc się kładkš dla stóp tej,która biegła ku przepacioszalałaz braku miłoci.I ogarnęła mnie groza.Bo to też byłemja?7* * *Nic nigdy nie tłumaczy pierwszego kroku- czytałem cudze słowa pod każdym znakiem miłosnegolistu i usłyszałem piew wysoki płomiennych obrazów:na kamiennym brzegu Tybru krzew dzikiejfigi owocujšcy spłoszonym sercem gołębia: drobnapišstka wołajšca u bram trzech tysięcy lat: Rzym -i Mistrz tak smutny w pustych bazylikach i poród tłumówna wiecznych jarmarkach. Tak bardzo dotknšł mnie ten znakwygnania, że rana serca spragniona pocałunkumogła nawet być ustami Judy, gdy zdradzał.I obdarowano mnie perłš bezcennš:wygnaniem z wszelkiej miłoci w pogoni Miłoci.Tak na trawertynowej ławce na Piazza Navona stałem siębogaczem: Nikim. Wypełniła mnie szczęcienieobecne tak wielkie, jak ogromna jest radoćwielbłšda, gdy przejdzie przez ucho igielne.I stałem się jednš wielkš łzš,i nie miałem już imienia: łzš czystšjak nieistnienie, które jest Szatš rozszarpywanšprzez cztery strony wiata.Uwolniony dla wiatła i piewuwywiodłem głos swój na pastwiska ciszy.8Oliwko, płomyku...wtedy zdało mu się, że jest duchem wysokimPółnocy, który wyzwolił się z ciałaa ono spłynęło z gór nad Asyżemi wypełniło żalem białym, dymišcymDolinę Umbryjskš...I zapłakały chóry drzew oliwnychobfitym owocowaniem, i podniosła się mgłaz takš czułociš, jakby niebo powstawało z klęczek,a powietrze i słońce były tak rzeczywiste i rzekiejak poza czasem i przestrzeniš wpisujšce sięw twoje i moje serce zdanie:aby przynieli do wiecznika oliwę czystš...A przecież nie znałem wtedy imienia, do którego będę posłany,jak i ty nie znała imienia, którym będziesz obdarowana:oliwko, płomykuwiecznoci.9Ganesis IIMój miły wycišgnšł rękę przez kratę,A wówczas zadrżało cale moje wnętrze.(Pień nad pieniami 4, 4)Huczała za twoimi renicamiciemnoć, jakby jšdro zieminamaszczało cię miażdżšcympotrzaskiem mocy.Jak żółte oko zdrady,jak nagły wrzód pod językiemrozlała się we mnie tępa niechęćdo bagiennych ksišżšt w rubinachtwoich zmysłów.Ale iskierka, płomyk(blady jak ryżu ziarno)rozbłysł niby wołanie z lodowych lšdów.A ostrze jego wpięło mnie w twoje włosy:motyla z ażurowych różyczek bieli.Trzepoczšcw perłoworudych agoniachw spalonš twarz ikony błękitnozłotegonaprószyłem blasku.I stała się kolumnš niebiańskich wód.Głucho osypywał się popiółw podziemnych martenowskich piecach,gdy uwięzionš wyprowadzałemku przebiniegom, zawilcom, okapujšcympłynnš mirrš złotaforsycjom.Wród wiosennych przymrozków migotały skrzydełkastrumyków i umiechów.I wypełniło się.I nie wiem, kim jestem,kim bylimy.10wietlista gałšzko jaminuDo tylu pukałem bram:gołšbeczko wietlista,gałšzko jaminu w kropelkach rosy,w promieniach chłodnego słońca wieżo Giotta lekkai ty wysokie niebo nad smukłš Florencjš -nasłuchujšc miłosnych kroków tej,która jest oblubienicš posianš od Pana.I żelazna dłoń faraonazaciskała się na moim sercu tak mocno,że przemieniało się w orzeszekz ołowiu.I upadałem znowuna samo dno czyćca,gdzie ucztujš sępy i szakale.11W ogniu zielonych łškAle kto jest mocniejszy od mierci?Najoczywiciej ja.Droga wolna, KrukuTed HughesByła ociemniałš rybš wiatła,która skryła się we własnym sercu.Odkšd spojrzałem na ciebie cigało mniegradobicie szeolu: uderzał w mojš twarzKruk? Gołšb kruczy tak tulił się do ust?Aż dotknšłem dłoniš strużki popiołuw twoich włosach i posypały się pierwszeblade promienie. Jak ogień ze smyczkaspłynęła w orkiestry wód symfoniażywiołów i uderzylimy w siebie jakdwie łodzie, jak pršdy rzek: dyszałyskrzydła jasne, skrzydła ciemne w ogniuzielonych łšk. Aż ze ródełka ciszywyplusnęła: złoty posšżek żyznegociepła, poza którym nie było już mnie.I zniknęlimy.I ciało, i dusza.12Niezrozumiały z błękitem paktCzekasz mnie z sercem swym na dłoniI nie wiesz że się w błękit zmieniamI że cię spotkam przemieniony.Guillaume ApollinaireChłodna pręga plaży i piany morskiejszminka. A przecież nie takie podawała miusta. I winogron sok krzepł na gałšzkach warg.Oprószone bladym błękitem ciała nasze w prostokštachpłócien ogrzewajš cudze spojrzenia; pochylamy ku sobiegłowy, bo posłyszelimy za plecami mozolny koncert mroku.A bieglimy - przed mrugnięciem powiek - z ršk mateki zdawkowych kochanków ku sobie: galopowały koniez głębokich wód ku powierzchni wilgotnych, piewajšcychskór.Urodzilimy miłoć poczęci z tęsknoty. W smutkuzłożyła twarz na moich kolanach a ja otworzyłemoczy, by owietlić jej drogę poród kwitnšcych głogówku rzekim powiewom znad mórz. I stała się mocnajak królestwa blask. Mówi stary mistrz: połšczył nasniezrozumiały pakt. Wszedł w tę mocwszak i Pan. Jak On nie przeminę, by u ródełpić radosny blask: rzeki błękitu brzask.13Błękitny płomieńprzybšd więc tutaj z Krety, do wištyni,gdzie ronie sławny, więty gaj jabłoniSafonaPo przedwiosennych przymrozkach uderzeniesłońca: sady, sady - balety bieli.Oto rzebi ciebie muzyka żarliwa czułychzapachów; otwierajš się pški, nabrzmiewajšgałšzki - drżš wilgotne usta. Zawrotnie wysokibłękit jest naszym pierwszym pocałunkiem,który stał się kopułš tej wištyni.Stoimy w centrum wiata: w blasku czystychserc. Jestemy dziećmi, które tak małokochano - i tyle cieni klęczy u naszychstóp. Twoje i moje czyny powišzały sięwe wstšżki wierszy, których wiatr już niezawišże w naszych włosach. Podajemy sobiedłonie i znikamy w błękitnym płomieniu.O, bezbrzeżna wištynio wiosennych sadów -i ty bezsłowna wištynia ostatnich zalubin.14Czystoć, baletPomiędzy zieleniš a błękitemkłos. Włosów twoich ciężka miedspojrzenie pochyla bršzowozłote.A tam u stóp rybitwy wiatław okrzykach wiosennych wód:Pstršgi prężš grzbiety rzek.Perłowš nagoć okrył płaszczumiechów nieba i skowronkówródełka dzwoniš i nieżyczki.Czarne kopczyki młodej ziemioczekujš na deszcz: twoje łzyprzebaczenia. Spada tęczujšcepiórko. Korona się unosioddechów stworzenia i jesteżaglem na arce.Hosanna alleluja, hosannaalleluja; nie moc a Czystoćtryumfuje.15wištynia żywaW wištyni którš założyły Twoje ręce Panie(Wj,15,17)Gdy zamieszkałem w narkotycznej komnacieoczu twoich, miła, wbiegła do katedryblasku i ujrzałem wištynię żywšpustynnego ognia pokolenia powalajšcšw pokoty prochu. I zagarnšł nas błyskzazdrosnej miłoci Pana i jak kobietapoddałem się wyniesieniu ponad ciało.I upadalimyw sztormowe jeziora niezgłębionychciał; namaszczała mnie woniš młodejtrzciny, ja balsamem nadmorskiego piasku.Dyszała krew nasza jak obłokburzy - w ucieczce przed Panem.I znowu przez witraże twoich renicspoglšdałem w Jego diamentowš Twarz.Drżałem z miłosnej zgrozywielbišc wištynię Ducha i wištynięCiała, którš założyły dłonie TwojeAbba.16Płomień i popiółZloty Most nad rzekš Arnoi złote karpie w królewskich Łazienkach.Dwa echa symfonicznych orkiestrod których ogromnieje serce tęsknišcdo niepochwytnej linii horyzontu,gdzie ziemia i niebo w miłosnym uciskuporód wód, stepów i jaskrawych pustyńpłodzš niewymawialne imię przestrzeni.I takie wzruszenie odbitego w stawachwzroku jakby on pragnšł miercia ona zmartwychwstania.17Ogrody symetriiO ogrody obłoków ponad wodamio łški rozległe wód rzewišcych pod obłokami:gdy biegnie do mnie miły mój po promieniu słońcazbiegajšc z gór najbielszych wydobywa sięz lodowych przepaci. Gdy unosi mnie na pagórkiogrodów ciszy - sprowadza w ciemniejšcy marmurgłębin. O, ogrody roziskrzonych uniesień,o, pastwiska, o ławice wielobarwnych okrzyków rozkoszy.Miła moja jest jak latajšca ryba,miły mój jest jak nurkujšcy ptak.Kim jestem pomiędzy obłokami?Gdy tak bardzo pragnę utonšć w rozkoszykołyszšcych wód, gdy tak miłuję soczystealleluja wiatła.Oblubienicš nieba?Wstšp, miły mój, w swój ogród.I spożywaj jego wyborne owoce!Oblubieńcom ziemi?Przyszedłem do ogrodu mojego,Siostro moja, oblubienico moja.18* * *Różo białapłocha różo obłokówi ty w oku moim janiejšcamuzyko; okruchu nieba łzorosnšca w sercu. Ku tobieidš pochody krwi podziemnemylšc straże, ku tobie o... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zolka.keep.pl